Dzisiaj zgodnie zapowiedzią punkt siódma wkroczyliśmy do lasu (na coś się przydała ta zmiana czasu). Nastawiliśmy się na podgrzybki stwierdzając, że przez buczyny tylko przejdziemy (tak to u mnie jest, że lasy są na przemian świerk, buczyna, świerk, buczyna i tak w kółko). W buczynach tona liści, coś tam znaleźć to jak wygrać szóstkę w lotka. Nam się udało 1 kozaka czerwonego i 4 prawdziwki wszystkie z lokatorami, pozostały tylko czapki. To i tak nieźle jak na szybkie przejście. Lasów świerkowych przeszliśmy kilka i o dziwo w niektórych pojawiają się malutkie podgrzybki brunatne. Czyżby nic sobie nie robiły z kalendarza. Generalnie trzeba się nachodzić i robić to bardzo bardzo wolno. Grzybki są tak podobne do podłoża, że ciężko je zobaczyć. Dzisiaj musiałam zejść do parteru i penetrować wszystkie dziury, doły, okolice ściętych drzew, kupki gałęzi i trawę. Opłaciło się. Poza wyżej wymienionymi jeszcze 300 podgrzybków. W każdym lesie świerkowym znaleźliśmy przynajmniej po kilkanaście podgrzybków brunatnych ale trafiały się też aksamitne i zajączki. Oczywiście widziane także piękne kępki opieniek, nie zbierane przez nas. Wypad udany choć mam niedosyt prawdziwkowy. Ale cóż nie da rady przejść wszystkich lasów w jeden dzień. Co cieszy, mniej grzybów robaczywych niż w ubiegłym tygodniu. PS. Coś mi się wydaje, że ani las ani ja nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Pozdrawiam wszystkich miłośników lasu.