© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Dzisiaj zapuściłem się w chaszcze wzdłuż Wisły po Wawerskiej stronie na wysokości Falenicy. Pomyślałem, że skoro pojawiły się smardzówki w Garwolinie, to może przy Wiśle też będą (w końcu smardzowate często rosną przy płynacej wodzie). Jednak nic nie znalazłem, nawet jednej nędznej czarki, pomimo nominalnie bardzo dobrego środowiska (drzewa liściaste, miejscami trawy, dobrze nasłonecznione).
No i teraz pytanie, które czynniki (według waszego doświadczenia - pytanie głównie do grzybiarzy z Mazowsza) najbardziej wpłynęły na moją dzisiejszą porażkę: 1. Nad Wisłą ogólnie są mało przyjazne gleby dla grzybów 2. Wisła jest spoko, ale nie w Warszawie. Bardziej na południu (Otwock, Osieck, Wilga) możnaby przy niej coś znaleźć 3. Teraz jest tak sucho, że nic nie rośnie, a te smardzówki w Garwolinie to tylko wybryk natury wynikający z tego, że grzyby w Garwolinie rządzą się swoimi prawami. Tak na marginesie, to sprawozdania grzybowe, które czytam od roku, jednoznacznie wskazują, że gęstość grzybów na południe od Warszawy zwiększa się wraz z odległością od stolicy. Doniesienia z Otwocka są lepsze od tych z Wawra, z Osiecka jeszcze lepsze, a Garwolin jawi się w tych doniesieniach jak jakiś raj grzybowy. Chyba na emeryturę się tam przeprowadzę i będę 2/3 życia spędzał w lesie 🤪 A może, po prostu im dalej od Warszawy, tym bardziej zapaleni grzybiarze...