Obudziłem się rano, było jeszcze ciemno, wypiłem kawę, spacer z psiną, żona jeszcze śpi. Zrobiło się jasno a Świętego Mikołaja nie widać. Nie zastanawiając się długo postanowiłem poszukać Świętego na łonie natury, oczywiście wiadomo gdzie. I po trzech kwadransach zacząłem przeszukiwać leśne ulubione miejscówki. Po pierwszej godzinie traciłem wiarę w połowie drugiej już miałem się poddać ale że fajny dzionek miło się chasa po krzaczorach szukałem dalej. No i wreszcie są! tak wyczekane prezenty:ponad dwadzieścia podgrzybasków i kilka gąsek. Ależ ten Mikołaj chojny w tym grudniu, nie spodziewałem się. Pozdrowienia dla leśnej braci i do zobaczenia na leśnych ścieżkach.