Sezon 2022 odszedł do historii. Jaki był? Trochę dziwny, trochę niesamowity, trochę zwariowany - jeden z wielu, lecz inny od wszystkich, bo każdy rok co innego niesie. Dla mnie sezony trwają teraz cały rok. I choć pewnie najwięcej adrenaliny dają te momenty, kiedy na kolanach, pukając się w głowę, czasem perfidnie udając, że się grzybów nie widzi 😂, Matka Natura ( i ta od grzybów) cały rok zachwyca 🤗. Czasem stajesz w zachwycie i patrzysz na mgłę, a czasem, gdy znajdziesz grzyba z krainy czarów - dla mnie to była
kielonka błyszcząca ( z grafitowo-złotym pyłem), cieszysz się jak dziecko,
które puszcza bańki mydlane, piękne i kolorowe. Rok w Małopolsce nie był specjalnie suchy ( najgorzej chyba było w marcu, kiedy stan wody w okolicznych zbiornikach wodnych znacznie się obniżył). Ilość opadów nie przełożyła się szybkie rozpoczęcie sezonu na rurkowce ( choć zdarzały się już w czerwcu). Lipiec nie darzył grzybami, sierpień był już lepszy pod tym względem. Choć były wielkie wysypy w górach - te, które odwiedzałam ja, nie wykazały zwiększonej aktywności wysypowej 😉. Wrzesień to początek "porządnego" sezonu, z kumulacją w pierwszej połowie października, gdzie dobrobyt widoczny był praktycznie wszędzie 😁. Właściwie do połowy listopada można było "nazbierać" 😉. Co było hasłem sezonu jesiennego? Zdrowe
prawdziwki!!! - co w niektórych latach było cudem... Zdrowe były też moje ukochane
podgrzybki,
kozaki i inne
grzyby -
maślaki na przykład, co rzadko się zdarzało w sezonie 2021. I co było jeszcze dla mnie fajne w tym sezonie - spotkania z ludźmi, ześwirowanymi jak ja, ciepłymi i cudownymi 😘, a także łażenie po lesie i chwile resetu od codziennego życia 🤗.
Życzę Wam w Nowym Roku, jak najwięcej takich chwil, momentów wyciszenia na leśnych ścieżkach, zdrowia, spełnienia marzeń małych i dużych i w ogóle wszystkiego najlepszego 😘. Niech moc grzybowa będzie z Wami 🙂