Półgodzinny spacer wokół sosnowego młodnika zaowocował zamrożonymi
maślakami. Pierwszy raz w życiu zbierałam grzyby spod śniegu, po nocy z 10-stopniowym mrozem. Wrzucone do plecaka omal nie odmroziły mi nerek w drodze powrotnej do domu;-). Trochę dziwne uczucie, bo do tej pory zamrażałam grzyby, żeby potem, gdy najdzie ochota, poddać je termicznej obróbce. Dzisiaj było odwrotnie, musiałam je najpierw rozmrozić.