No i stało się... Spadł pierwszy śnieg. We współpracy z mrozem, stworzył zimny duet w lesie... Reprezentacja grzybów blaszkowych nie zdążyła schować się pod ciepłą pierzynką liści, zmarzła na kość. Te, których nie było 😂 (rurkowce) - albo wyzbierane przez spragnionych emocji grzybiarzy, albo sprytnie ukryte w pryzmach liści... No, w każdym bądź razie, ja nie byłam ich w stanie wypatrzyć 😂. A próbowałam... Nie było to wykonalne, wszędzie biel i rudy brąz... A swoją drogą ciekawe, że blaszkowe, idealnie dopasowane kolorem do liści, widziałam bez problemu... 🤔. Nie moje miejsce, nie mój czas
Bo też zamiarem był relaks, naładowanie baterii przed nadchodzącym tygodniem ( ciężki on będzie... eeehhh...). Co nie znaczy, że miły dodatek, bonusik, w formie rurkowca, nie byłby chętnie widziany... Dziś był dzień szukania 😁 i podziwiania tych, które czekały na to przez cały sezon ganiania za prawuskami,
podgrzybkami,
kozakami i innymi jesiennymi skarbami 🙂. I wiecie co? Warto... Bo pięknie, bo spokojnie, bo można zebrać myśli, bo można się wyciszyć i po prostu połazić... Dlatego, cytując klasyka "co tam będę w domu siedzieć, informuję, że się z nim w 100 % zgadzam 🙂. Miłej niedzieli i całego tygodnia 🙂