I znów miało być pożegnanie sezonu. I znów się odwlecze. Nie dlatego, że grzyby są (no bo jeszcze trochę jest), ale dlatego, że koleżankę zatrzymały obowiązki domowe. A zakończyć uroczyście sezon trzeba, lasowi podziękować, śmieci pozbierać, kawę w otoczeniu drzew wypić. Nigdzie bardziej kawa nie smakuje tak dobrze, jak właśnie w lesie.
Dzisiaj więc samotne buszowanie w lasach głównie sosnowych, gdzieś przy trasie na Kalisz. Co nie znaczy, że nikogo nie było. Samochodów na poboczach drogi, zakolach i wjazdach do lasu sporo. Dzisiaj policzyłam już grzyby (chociaż tego nie lubię,
zazwyczaj liczę tylko
prawdziwki), ale końcówka sezonu, szału nie ma, dużo liczenia też nie. Udało się jeszcze zebrać:
1
borowika szlachetnego (znaleziony fuksem, ktoś nieuważny go kopnął),
1
gąskę niekształtną,
1
maślaka pstrego,
1
podgrzybka zajączka,
5
kań,
54
podgrzybki brunatne,
9 młodych
maślaków zwyczajnych.
Jeszcze można znaleźć młode
podgrzybki, zebrałam też trochę już wyrosnietych, ale w dobrej kondycji, suchych, jędrnych. Niech jeszcze pachnie w domu suszonym grzybem 😊 Do zakończenia sezonu jesiennego zostało mi jeszcze parę dni, do nadejścia przymrozków. A później otwarcie sezonu zimowego? 😄