Wziąłem dzień urlopu na załatwienie spraw w Katowicach, co zajęło mi z masakrycznym wjazdem DTŚ-ką do centrum 2 godziny. Żeby nie zmarnować pozostałych godzin urlopu, popędziłem do Świbia. Na parkingu 3 auta, ale w lesie oprócz drwali żywego ducha. No to rowerek i jazda po miejscówkach, nastawiłem się na
prawdziwki. Powolutku, bez spiny i bez parcia na czas i wynik, tak jak to najbardziej lubią starsi panowie, rowerek- miejscóweczka- sznupanko i tak kilka razy. Aż się koszyk napełnił:
prawdziwków 23,
ceglasi 2,
podgrzybków brunatnych i
zajączków 45,
opieniek 15 kępek, brałem tylko małe grubasy
Dodatkowo 20
rydzów, o czym zapomniałem. Droga do ostatniej miejscówki wysypała rydzami co się zdarzyło pierwszy raz, dotąd było tam najwyżej kilka sztuk