Po nocnej zm. umówiona przejażdżka ze znajomym na
podgrzybki w lokalnym lesie. Przyznać trzeba, jestem zawiedziony regresem, ponieważ w ub. sobotę czy w poniedziałek w deszczu małe, grube, słoiczkowe były, teraz już tylko garść a reszta jasne kapelusze na cienkich nogach z traw. Oto co robi ciepło, wiatr i nadmierna eksploracja. Jak ktoś pisał: "Nie ma kawałka nie zdeptanej trawy". Las mieszany, rosły punktowo po kilka. Najlepiej iść w tygodniu. Na początek jeszcze w nocnej szarówce, modelowy 1
prawdziwek, później ok. 60
podgrzybków, w większości przerośnięte, 3
kozaki brzozowe i 5
zajączków.
Tyle w koszyku Piotrka. Dla mnie kilkanaście mniejszych
podgrzybków na sos, a w drodze powrotnej u siebie dołożyłem
kozaki czerwone, "brzozoki" i
rydze. Mniej
kani czy
opieniek, wysypał za to czernidlak gromadny i
gąski liściowate. Nie ma źle ale też i nie ma dobrze, czekamy na porządny deszcz, pełnia jutro. Nocne mgły i rosa trochę ratują sytuację, jednak w przypadku gdy mała powierzchnia lasu - trudno nazbierać. Chyba, że to rozległe tereny, np. okolice Olesna, Lublińca, Krupy. Czas operacyjny - 3 godziny. Lecz ponieważ jestem na grzybach praktycznie codziennie albo co drugi dzień - nie narzekam. Inne województwa miały gorzej. Jest OK. Nazbierajcie :)