To, co się mi dziś przytrafiło, żadnym fizjologom się nie śniło... Tylko takie sobie zadawałam pytania: jak żyć, jak z lasu wyjść... Dziś ekipa w składzie 4 osób... Od razu zaznaczam, że liczba grzybów podana jest na podstawie zbiorów moich i męża, bo córka powiedziała, że ani myśli grzybów liczyć, a teściowi nawet nie proponowałam takiego procederu 😁. Teść tuptal sobie niedaleko samochodu, a troje nas pognało w głębszy las... Po godzinie mieliśmy już po pełnym koszu i wracaliśmy wpakować zbiory do samochodu... Były miejsca, w których rosło po 30 - 40
podgrzybków i całe polany
maślaków pstrych, które mimo, że uwielbiam z żalem musiałam zostawiać. Zbierałam tylko małe, słoiczkowe... Zaczęliśmy zbierać o porze, w której mówi się: świt dobry, ciemno było - trza było se czołówkę poniektórym wziąć - ale o tym - potem 🤣. Na polance było widać co nieco, więc dno koszyka już miałam zakryte... Jak wspomniałam, grzybów miejscami było zatrzęsienie, każda metoda - ringowa, tuptająca czy wytwalego zbieracza była dobra... Ja dziś z Okratkowym chodziłam, jako pełnoprawnym uczestnikiem wycieczki. Od razu go przykryłam, żeby grzybów nie farbił ( taką jaśnie pan manierę ma, że farbę puszcza), jest wielkości koszyka na ziemniaki, więc było co dźwigać... Chodziliśmy, tu
prawusek, tu
podgrzybek, maslaczek i kozaczek... Poprostu grzybowy zawrót głowy... Las piękny, słońcem podswietlony, porosty, które ja za srebne uważam, a inni nie 😉, dziś zlotą barwę miały. Liście brzóz dodawaly im kolorów pani Jesieni, co suknią powłóczystą, świat rozświetla... Moje miejsce mocy... ( a w domu, przy obróbce niemocy 😆). Dziś istot czarodziejskich w drzewach nie zauważyłam, noooo, oprócz licha, które ciagle szeptało: idź tu, idź tam.... Dziś w moim pięknym lesie, sosnowym z mchami puszystymi aż trzy samochody były ( a to tłok już jest...). Na szczęście cicho było, pieknie było i dostojnie było... I pajeczyny były 😁. W powrotnej drodze zatrzymaliśmy się w jeszcze jednym lasku ( jakis km dalej - ten sam kompleks). A tam w 15 min koszyk zapełniony 😱, siatka eko ( ktora na muchomory była wzięta) i mała siateczka, którą noszę na ewentualne śmieci... Toż to szok 😜😎. Krótko byliśmy w tym lasku, a szkoda... No cóż, bunt na pokładzie... A tyle
prawusków mogłam jeszcze znaleźć 😆. No i teraz wyjaśnię, dlaczego trzeba mieć czołówkę, gdy się po ciemku zaczyna w las brykać... Otóż, mój mąż dopiero na koniec zauważył, że miał dwa różne buty 😆🤣😅- jeden o dwa numery za mały ( bo to mój but był 🤣🤣🤣, z różowymi dodatkami 😂). A w lesie się dziwił, czemu go cisnie 😁- jeden szaro- różowy, a drugi zielony - i nikt, nikt, łącznie z nim tego nie zauważył 😆. Na ten moment, część grzybów w sloiczkach grzeje doopki, inne na suszarkach się grzeją, reszta lodówkę i balkon okupuje ( cza se planować robotę, no nie?). No i sąsiadki obdzielone... O mamo! Fajny był ten dzień, męczący, ale fajny... Zebrane:
podgrzybki ( w kosmicznej ilości),
prawdziwki 75,
maślaki pstre,
maślaki zwyczajne, kilka
kozaków różnej maści, trochę
kurek... A i
gąski zieleniatki - 5. Jeśli z tych wszystkich przerobionych dziś skarbów, dwa były robaczywe - to jest wszystko... Nawet
prawdziwki, te duże - zdrowiutkie, łącznie z nogami... Tyle było czekania na grzyby... I oto są, wynagradzaja nam czas bezgrzybia.... Uczą zorganizowania, wytrwałości... 😆. I radochy tyle, ile zdołamy udźwignąć... I takich fajnych dni Wam życzę 😊