To nasze ostatnie w tym roku pobywanie w lesie. Pod śnieżkiem czekały na nas spokojnie boczniaki. Inna miejscówka zawiodła. Las za to przewspaniały. Pojechaliśmy z mężem późno, po 13. Snieg się skrzył od mrozu, a słońce zachodząc różowiło pola. Między pojedynczymi sosnami na krawędzi lasu sterczały zmarznięte na kość pojedyncze wodnichy. Znajome mrowisko zamieniło się w dorodną białą górkę. Ciepło pozdrawiam pana- panie Marku i całą brać grzybiarską!