W ostatni dzień października pojechaliśmy i zamknęliśmy sezon grzybowy, ale "wilka ciągnie do lasu" więc dzisiaj przeczytałem inne doniesienia (te pożegnalne z sezonem) i postanowiliśmy z małżowinką nieco uwiecznić późno jesienne klimaty w lesie. Na całe szczęście miałem w bagażniku wiaderko i solidną torbę. No i robienie zdjęć poszło w kąt na rzecz... zbierania grzybów. Najtrafniej określiło sytuację moje ślubne szczęście - "Szału nie ma, ale radochy co niemiara". Jedną czwartą trzeba było oddać robalom, jedną czwartą oddaliśmy ślimakom, ale z tego co zebraliśmy będzie i zupka i sosik i do słoiczka zostanie. Najważniejsze, że w mchach wyłażą młode podgrzybki co daje szansę (o ile temperatura dalej będzie taka wysoka - wczoraj 13 C) na co najmniej jeszcze jeden grzybowy-listopadówy wypad do lasu.