W lesie pojawiłem się nieco później, bo dopiero o 9:00. W zasadzie pojechałem na dłuższy spacer. Po wyjściu z samochodu, na polanie niczym nieosłoniętej, powitał mnie
maślak, największy ze wszystkich. Po przejściu kilku kroków ukazała się pokaźna gromadka. Szukanie grzybów w środku lasu nie zdało się na nic. Poza opadłymi liśćmi i suchym jak wiór podłożem, żadnego blaszkowca, a tym bardziej rurkowca. Po przeczesaniu podłoża mchowego, postanowiłem przejść się wzdłuż leśnych dróg. O dziwo po bokach rosły nieśmiało
podgrzybki, największe skupisko, bo aż 5 szt. zagnieździło się pod małą sosną w bardzo wilgotnym mchu. Sporo grzybów robaczywych i ze ślimakami. Jak zwykle potrzeba deszczu...