Witam miłośników lasu po tygodniowej nieobecności. Sobotnie przedpołudnie tradycyjnie spędziłam w lesie. Piękna pogoda sprzyja takim spacerkom z dala od zgiełku miasta. Moje ulubione miejsce za Siedmicą znowu czarowało swoją magią. Do lasu weszła jesień w swoich pięknych rudych butach i widać, że musi nosić już dłuższe cholewki albowiem szeleszczących liści jest coraz więcej i więcej. Szelest liści jest wyznacznikiem wilgotności a z tym dzisiaj naprawdę było krucho, sucho, sucho i jeszcze raz sucho. W lesie spotkałam jedna parę z uśmiechem na twarzy, pomyślałam: pewnie cieszą się z udanego zbioru ale gdy podeszli bliżej ich koszyk do połowy pełen
podgrzybków i kilku
prawdziwków utwierdził mnie w przekonaniu, ze nie tylko udane grzybobranie jest powodem ich radości. Wielce rozbawiony Pan opowiadał swojej partnerce dowcip, który ich tak rozbawił. I tak oto zarażona ich radością spacerowałam sobie po swoich miejscach, które mnie nigdy nie zawodzą. Jest takie jedno cudowne miejsce gdzie piękne stare dęby są osłoną dla moich
kozaków a ich czerwone czapki królują wśród palety barw okolicznych liści. Pokłoniłam się głęboko dębom dziękując za 4 piękne kozaczki i udałam się dalej na poszukiwanie skarbów lasu. Las był dla mnie łaskawy i pozwolił mi zabrać ze sobą jeszcze 8
prawdziwków, 3
kozaki brązowe, 2
borowiki ceglastopore i 4
podgrzybki. Już w domu okazało się, że dostałam jeszcze cos dodatkowo – znowu 2 kleszcze. Czy ktoś zna sposób na te paskudztwa? Nie raz słyszę - nie wchodź do lasu to nie będziesz łapać kleszczy. Chęć bycia w lesie jednak jest silniejsza…
Pozdrawiam