Las mieszany, przewaga dębów i świerków. Na powitanie znalazłam kilka
podgrzybków i to młodych. Ogromny wysyp
pieprznika trąbkowego, albo żyłkowanego, ja ich nie odróżniam. Niektóre podobne do tych, a niektóre do tamtych. W każdym razie, gdybym je chciała zbierać (wzięłam tylko kilkadziesiąt sztuk), to wyszłabym z lasu po pół godzinie z pełnym koszem. Ale nie chciałam. Dalej nie było nic, albo pojedyncze sztuki
podgrzybka. Potem moja miejscówka podgrzybkowa dała kilkanaście ładnych, ale niezbyt młodych okazów, potem kilka młodych. W międzyczasie znalazłam jednego
borowika, ale całkiem zaczerwionego. Później pojawiły się
muchomory czerwieniejące, młode! ( nie zbieram) i rdzawobrązowe, młode (nie zbieram). Potem było kilka
kurek, kilka
maślaków żółtych,
lejkowiec dęty w sporych ilościach. Z pozostałych podziwiałam lakówkę ametystową (na zdjęciu) w znacznych ilościach, gołąbki młodziutkie, znane mi tylko z widzenia,
mleczaje chrząstki wielkości koła od rowerka dziecięcego, wełnianki w różnych fazach wzrostu, całe połacie
koralówek pod świerkami, 2
szmaciaki na nowych stanowiskach,
rycerzyki czerwonozłote, jedna babka stara (kogo interesują stare
babki?:-) i na koniec kilka
maślaków modrzewiowych. Ten jakby listopadówy dzień odmienił się całkiem, kiedy pojechałam do lasu. Sielanka trwała przez większość wypadu, dopóki nie strzeliłam sobie w oko gałęzią świerka tak, że mam krwiaka na powiece, słabo widzę na lewe oko i jutro oddam co najmniej 5 dych okuliście. Uważajcie, kochani, tak, jak ja nie uważałam :) Zapomniałam dodać, że moje wypady do lasu w Pawlikowicach mogłabym opisać książką pod tytułem "Topografia śmieci". Przed 3 tygodniami, w czasie szczytu wysypu, wyniosłam stamtąd 40 litrowy plecach syfu. Dziś, gdybym nie zapomniała zabrać mojego syficznego plecaka, mogłabym wynieść 2 razy tyle. Czasem się zastanawiam, czy to ma sens. Ale chyba ma, prawda?
Do statystyki wliczałam tylko grzyby rurkowe.