W lesie bardzo sucho, można sobie darować gumowce. ścióka aż skrzypi. Nie liczyłam na wiele, ponieważ wybrałam się z mamą i dziećmi o 13, bardziej na spacer niż na grzybobranie. Przywiozłam jednak połowę koszyka, głównie
podgrzybków brunatnych, trafiło się też kilka kozaczków i dwa
prawdziwki z pasażerami. Grzyby wręcz wysuszone, o dziwo -
podgrzybki mało robaczywe. Dzieci z radością zrywały
sitarze (zawyżają statystykę), których starczyło na trzy średnie słoiki, więc nie tak źle. Gdyby nie te
maślaki, dzieci zapłakałyby sie na śmierć, przyzwyczajone do obrazków grzybów w elementarzu, w którym Ala chodzi po jesiennym lesie i zbiera grzyby wielkości małych świerków a w koszyku ma trzy i już się jej wysypują.
Na deser - zdjęcie pięknych nierozwiniętych jeszcze
kani, wysokich na pół metra, które czekają na smakosza po lewej stronie drogi do Golczowic pod szlaban:-)