DARZ GRZYB!;) Wpisy, które pojawiały się w ostatnich tygodniach, nie dawały mi spokoju.;) Pierwsze, grzybowe szaleństwo, rozpętało się miejscami w woj. świętokrzyskim i podkarpackim. Wpis Jana
Borowika wywołał dyskusję i trochę nieprzychylnych komentarzy. Ja odnosząc się do tego, powiem tylko tyle, że w tym roku jest to możliwe i 141
borowików na przełomie kwietnia/maja było jak najbardziej prawdopodobne w tamtym regionie kraju. Zresztą bardzo dobrze napisał o tym Marek. Wczesne wysypy grzybów charakteryzują się bardzo dużą lokalnością i zasięgiem, co oznacza, że nie wszyscy wracają z lasu z pełnymi koszami. Trzeba znać dobre miejsca i mieć trochę szczęścia. To powoduje, że grzybiarze, którzy nic nie nazbierają, zaczynają posądzać o podpuchę tych, co nazbierali.;) Ostatnio było też kilka bardziej optymistycznych wpisów z województw: mazowieckiego i łódzkiego. Z tego ostatniego, szczególnie podsycił atmosferę Krakus (pozdrawiam!;-)). Doniesienia z Dolnego Śląska nie były już tak różowe, toteż miałem w świadomości, że z grzybkami może być krucho. I nie pomyliłem się. Na Wzgórzach Twardogórskich obecnie mamy do czynienia z dużym bezgrzybiem. W ogóle ciężko znaleźć jakiekolwiek grzyby kapeluszowe. Ja spotkałem 1 czasznicę oczkowatą, 1 małą
kurkę i 1 podsuszonego
podgrzybka zajączka. W bardzo wielu miejscach nie ma żadnych grzybów.
W lesie, pomimo ostatnich, obfitych opadów (które w górach miejscami były potężne), nastąpiło bardzo duże przesuszenie wierzchniej warstwy ściółki. Główną przyczyną, poza ciepłym powietrzem i promieniami Słońca, był dość silny wiatr, który praktycznie od wtorku bardzo skutecznie przyczyniał się do tego procesu. Ale nie wymagajmy od przyrody grzybowego szaleństwa w całym kraju. Przecież to dopiero maj.;-) Nawet, jak grzybów nie będzie to już za dwa, trzy tygodnie, zaczną dojrzewać jagody na które bardzo czekam. Po dokonanych oględzinach stanowisk jagodowych, stwierdziłem (nie chcę zapeszać), że powinno być w tym roku dobrze.;-) Natomiast sama wycieczka odbyła się przy bezchmurnym niebie w 30 stopniach ciepła w cieniu. Dzięki temu, lasy ukazały przede mną całe swoje piękno, które za każdym razem mnie zachwyca. Przeszedłem ok. 25 km, co przy tym cieple trochę mnie zmęczyło. Jednak mam ogromną satysfakcję i radość, że mogłem na cały dzień "wyłączyć" się ze wszystkiego i powłóczyć się uroczyście po magicznym mezoregionie, nazwanym Wzgórzami Twardogórskimi. Pozdrawiam Grzybową Brać!;-)