Doniesienia z ostatnich 5 dni w promieniu 40km od pierwszego na liście

sobota 16.GRU 2017
grzybiaraW
doniesień: ≥17
(0/h) Pobyt w lasach tak na pożegnania, te wszystkie z możliwych: to jest pożegnania zbierania, jesieni w moich lasach, sezonu grzybowego, roku już się powolutku kończącego............ zwieńczone one wszystkie jednym celem- pobytem raz jeszcze w jesiennych klimatach. Jak już się na wycieczkę wybrałam, to taką z zadumą jesienną, co choć nie przypuszczałam, ale jak z ciekawości i nałogu jakiegoś i tak pod spódnice sosen pozaglądałam udało się wypatrzeć jednego- takiego w sile wieku, ale jeszcze nie starego i zgnitego- grzybka o wiośnie i jesieni i lecie wiele mówiącego,- a była to kania-..........
... szerzej o tym grzybobraniu ... W dniach ostatnio minionych, a konkretnie jednego wieczoru i w nocy troszkę u nas wodą w proszku posypało. Żeby to niebo mocniej się wysiliło, to i w lasach biało by się zrobiło, ale no niestety, lasy, jak to lasy, na takie mało co z nieba odporne są i z tym pogodzić się trzeba. Gdy do lasu się wybrałam, to tylko od czasu do czasu między zwartą lasu zabudową pojawiało się coś jaśniejszego, białawego. Zawiedziona wypad bardzo skróciłam. Dzisiaj natomiast, taką dłłłłłłłłłłłłłłłłłłłluższą w lesie chhhhhhhhhhhhhhwilkę spędziłam. Jak się żegnać to z rozmachem i podwójnym przytupem. Przytupy w lesie nie z zimna robiłam, bo na termometrze całkiem ładnie było ponad zero stopni. Tupaniem swoim chciałam lasom me pokazać niezadowolenie z tego, że one do snu ułożone, ciche, spokojne, nagie i poprzykrywane, a ja sierota w tym wszystkim troszkę z moim impetem tam już nie pasuję. Nic to myślę sobie,- i tak głowy drzewiaste bez przerwy im zawracam- muszę i ja wyluzować i w pomału zimowego, po - jak będzie- skrzypiącym śniegu wędrującego przemienić się spacerowicza. Aby wczuć się w lesie sosnowym w panującą ciszę, obrałam kierunek tak na wprost siebie, daleko, duktami leśnymi prosto w serce lasu. Zamiar dobry był na samym początku, jakieś kilkanaście minut,- dalej sama nie wiem jak z duktu w las zboczyłam. Jak długo można chodzić drogą? Musiałam poszwędać się po mchu pięknym i zielonym, takim przy tupnięciu tryskającym wodą. Oby one tak wodą w sezonie były napite. Uwielbiam późną jesienią, na progu już zimy, gdy drzewa golusieńkie po sosnowych miejscach sobie powędrować. Zawsze oczy można nacieszyć jeszcze zielenią - co prawda głowa zadarta w te wysokie partie, ale jak by nie powiedzieć jest w dalszym ciągu zielono. Tak idąc przez lasy się zastanawiałam, gdzie to wszystko - znaczy się robactwo- czyli komary, meszki, ślimaki- tam się pochowało. Ślady po ich upierdliwym brzęczeniu i kąsaniu całkowicie wyparowały. Dzisiaj najwięcej czasu sosnom poświęciłam. I tym wysokim, smukłym, wyniosłym, co rzędami uporządkowanymi lasy porastają, i tym niższym karłowatym rosnącym na polanach obrzeżach, całkowicie nieuporządkowanym. Nikt im dokładnie gałęzi z dołu nie poskracał, nikt na zbędne zagęszczenia uwagi nie zwracał. I tak im się upiekło. Rosną jak chcą i gdzie chcą, a raczej, gdzie warunki leśne na taką ich dzikość pozwalają. Niby zwykłe sosny, a ile w nich uroku. Z daleka wyglądają jak przepiękne zielenią okryte od stóp do głów leśne cudeńka. Dla ich ozdoby, nic im nie potrzeba- przepiękne długie igliwie, piękne brązowe szyszki, zwisające do ziemi gałęzie- i dla mnie cud natury w kłębie, Mogę tak stać i je podziwiać. U stóp swoich całe pokłady opadłego, im niepotrzebnego już igliwia, grzeją teraz sosnowe stopy. A w tym igliwiu - aż nieraz dech w piersi zapiera- rośnie wszystko. Dzisiaj pod spódnicą przepięknej karłowatej sosny znów coś wypatrzyłam- piękna kania czerwieniejąca wyrosła. kania w igliwiu pochowana, do jakiejś gałęzi poprzytulana- widok iście z bajki. Dodatkowo, niedaleko ptasi świergot usłyszałam. Podeszłam bliżej- dwa maleńkie wróbelki koncert taki cichutki dawały. Nawet na myśl mi nie przyszło zdjęć pstrykanie. Stałam, słuchałam, i na nie spoglądałam, jak zmieniają w szybkim tempie gałązki sosny. Dzisiaj taki w lesie całkiem nieruchomy klimat, nawet wiewiórki gdzieś się skrycie pochowały. Lasy jesienne jak tylko najszczerzej mogłam tak dzisiaj pożegnałam, z grzybowymi wariacjami, też spokój sobie dałam. Sezon ten jesienny, jaki on by nie był też z żalem w lesie dziś żegnałam. Jeśli tak szybciutko bym go podsumowała, to obfitość nieprzebrana zagościła w mym koszyku koźlaków pomarańczowych, kolorowych i podgrzybków. Borowiki były, ale ich ilość z nóg nie zwalała. Natomiast kurek takich ilości i w tak długim czasie nie pamiętam. Teraz to co tak pracowicie pozbierałam wydam w pysznych potrawach na święta. Życzę Wszystkim najmilszych, cieplutkich, smacznych, w rodzinnych zaciszach Świąt Bożego Narodzenia. Pragnę także serdecznie Panu Markowi za wszystko, tak po całości podziękować. Za poświęcenie, unowocześnianie portalu, za inwencję, za pasję. Tak u schyłku jesieni, a na progu zimy Wszystkich Was serdecznie z moich nizin pozdrawiam i na niekończące się zimowe już spacery namawiam :) Jak zwykle w naturze piękniej niż na moim kolażu :)