Doniesienia z ostatnich 5 dni w promieniu 40km od pierwszego na liście

czwartek 10.PAŹ 2019
grzybiaraW
doniesień: 70 / 13🏆
(70/h) Byłam na grzybach- jakby to jakaś nowość była. Ale pisać nie muszę, że w tym sezonie- późno, bo późno- ale troszkę za grzybkami się nachodziłam. Skutki tych wypadów wcale nie tak opłakane. Nawet śmiało mogę powiedzieć- zbiory były i są super!!!!!!!!!! Fakty suche- 110 podgrzybka pięknego na grubaśnych niby piłki nogach, 1 koźlak- przysadzisty i młodzieniec jeszcze, oraz dwa urocze borowiki. W lesie spędzone półtorej godzinki...……………..
... szerzej o tym grzybobraniu ... Poznań tak uroczo jest położony, że na temat kierunków wyjazdów dalekich i bliskich można niemal fantazjować. W którą by się świata nie zwrócić stronę- na krańcach miasta, lub kawałek dalej - lasy, laski i maleńkie leśne zakątki. Dzisiaj też w granicach miasta, ale nieco inne laski. Takie w sam raz na małą eskapadę. Drzewostan- średnia i wysoka sosna, poprzeplatana z rzadka małymi roślinkami, mchami, porostami, oraz z rzadka krzaczorami. Wejście w las - jak to czasem bywa- z wielkim hukiem. Zawadziłam kaloszem o wystający konar. Lądowanie na mokrym podłożu raczej do twardych bym ja zaliczyła. W upadku ucierpiało lewe kolano, i prawy nadgarstek- tak chyba, żeby na po równo było. Pozbierałam się i kulawa w głąb lasu ruszyłam. Dam radę myślałam, gorzej za schylaniem. Po zrobieniu kilkunastu kroków z nieba zaczęło coś mokrego na mnie padać. Najpierw mżawka. Dobra niech będzie. Ale za chwil parę to już zrobił się deszczyk. Tak błąkałam się obolała i zmoknięta z godzinkę po lesie. Ale nie tak całkiem bezczynnie. Praca oczu do najbardziej ciężkiej w tej ciemnicy bym zaliczyła. Jednak rozglądanie bardzo się opłaciło. Pod sosnami w igliwiu i szyszkach te najpiękniejsze zebrałam. Pochowane były przed ciekawskim wzrokiem niemiłosiernie. Ładnie musiałam się nagimnastykować, by je wypatrzeć, a później zebrać. W mchu natomiast świecące się i malutkie i nieco większe podgrzybki rosły piękne, ale na długaśnych nogach. W igliwiu i w mchu udało mi się dopatrzeć 2 borowików- niewiele, ale cieplej będzie, to może i one w większej pojawia się ilości. Dodatkowo pod dorodną starą brzozą przytulony prawie do niej całkiem w czarnym niewidoczny podłożu rósł sobie solo młodziutki koźlaczek. Teraz, po moim jednorazowym wielkim grzybobraniu, i w domu potężnej robocie- podobają mi się takie krótkie do lasu wyskoki, gdzie i się nachodzę, popodziwiam lasy i troszkę nazbieram. Już chyba nie muszę pisać, że po kilkunastu minutach pobytu w lesie, z daszka na twarz mi kapało, a z rękawów kurtki woda spokojnie spływała. Gdy lasy opuściłam- nieświadoma faktu- odkryłam, że deszcz już nie pada. Mnie w lesie chyba najbardziej wykąpały krople wody spadające z iglaków i liści. Grzybki porobione. Satysfakcja pełna, banan na twarzy- gdyby tylko jeszcze borowych przybyło- byłoby idealnie. W tym roku taka aura jesienna się porobiła, że dalszego wyjazdu prawie nie ma co planować, bo nie powinno, a i tak popada. Serdecznie Wszystkich z mych stron pozdrawiam :)))))))))))